wtorek, 10 stycznia 2012

ANGELIKA STANKIEWICZ „pstryk”

Odkąd mieszkam w Krakowie, a będzie to już około czterech lat, częściej rozglądam się za ciszą. Fotografia to dla mnie oswajanie się. Aparat jako narzędzie nieco bardziej przemyślanej rejestracji służy mi od lat dwóch, od tego czasu mam go przy sobie niemal zawsze. Być może pewna potrzeba równowagi spycha mnie do poszukiwań miejsc podobnych tym, w których dorastałam. Jest to analogia pełna ograniczeń i uproszczeń, tak z resztą jak i same miejsca pozostaną względem siebie skrajnością. 


Wszystkie zakątki, które w tym mieście sfotografowałam są mi dobrze znane - jednym razem jest to widok z okna mieszkania, innym razem z okna uczelni – nie są to więc wyludnione zaułki, czy mało wydeptane ścieżki. Czasem uda się w nich znaleźć spokój, innym razem jakąś dziwną nostalgię. To wszystko jakoś podświadomie zawieram w pracach. Trochę inaczej z przedstawianymi postaciami. Tych nie znam, nie wiem nawet jak wygląda ich twarz. Jest to jakaś tajemnica, jakby urywki snów - być może sny, których nie pamiętam.